2/16/2013

5th Chapter

Vanille's POV:


Przełknęłam głośno ślinę i zamknęłam oczy.
-Taaaak.. - powiedziałam wolno.
-Jesteś pewna, że to był tylko alkohol? - czułam jego przeszywający mnie wzrok na sobie.
-Spójrz.. - zaczęłam, ale pukanie do drzwi mi przerwało.
-Otwórzcie drzwi, albo będziemy zmuszeni je wyważyć - słyszeliśmy krzyk zza drzwi.
-Vanille, mówię poważnie...
-Nie mamy czasu - przerwałam mu i chwyciłam go za rękę.
-Ale.. - wziął swoją rękę.
-Shh.. Wyjaśnię ci wszystko, ale najpierw musimy być bezpieczni - szepnęłam.
Rozejrzałam się dookoła i wzięłam moją torbę ze stolika. Następnie podeszłam do lodówki i zaczęłam pakować fast food'y.
-Nie patrz tak na mnie. Weź swój portfel, telefon i co tam jeszcze potrzebujesz. Szybko! - popchnęłam go.
Po dwóch minutach był na dole. Usłyszeliśmy, jak policja próbuje za wszelką cenę dostać się do mieszkania. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Biegliśmy w stronę tylnych drzwi w ciszy. Kiedy byliśmy na zewnątrz, Justin wskazał na las. Zaczęliśmy biec szybko przed siebie. Odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy ktoś nas śledzi, ale były tam tylko drzewa. Odetchnęłam z ulgą. Mogliśmy się na chwilę zrelaksować. Zauważyłam, że ciągle trzymaliśmy się za ręce, więc cofnęłam szybko swoją. Spojrzał na mnie. Wiedziałam, że muszę mu wszystko opowiedzieć, że to zabrnęło za daleko i jestem mu winna wyjaśnienia.
-I to... wszystko? - szepnął.
-Oczywiście, że nie - sfałszowałam śmiech. - Utknęliśmy tu. Mam na myśli, ja..
Nic nie powiedział..
-Muszę uciekać.. Możesz powiedzieć policji, że ja.. Zmusiłam cie, żebyś to zrobił.. - oblizałam usta.
-Nie - spojrzałam na niego zszokowana. - Teraz jesteśmy w tym razem.
-O, nie ma mowy! Przeze mnie chcesz zniszczyć swoją przyszłość? Żartujesz? - mój głos był głośniejszy niż przedtem.
-Shh.. Pamiętaj, że nas śledzą - przygryzł swoją wargę. - I.. nie obchodzi mnie to. Myślisz, że chcę być doktorem, czy kimś tam? To nie tak..
-Nie pozwolę ci iść ze mną - powiedziałam oburzona.
-Nawet jeśli powiesz nie, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - uśmiechnął się delikatnie w moją stronę.
-Okej.. Ale to był twój wybór. Nie zapominaj - pokiwał tylko głową z zadowoleniem.
W końcu wyszliśmy z lasu. Byliśmy teraz na parkingu. Rozejrzałam się dookoła i wskoczyłam do samochodu bez dachu. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam jego twarz.
-Oh, Van, naprawdę? Jesteś ścigana z powodu kradzieży i teraz po prostu kradniesz samochód? - stał tam zszokowany.
-Nadal masz czas, żeby się wycofać - powiedziałam.
Na te słowa wskoczył do samochodu i usiadł na miejscu pasażera.
-Nienawidzę cię - wyszeptał.
-Nie prawda.
-Tak, to prawda.
-Jeżeli to prawda, to czemu wciąż tu jesteś?
-Ciągle mam czas, żeby się wycofać.
-Nie, teraz już nie masz - odpaliłam silnik i ruszyłam przed siebie.
Zauważyłam, że przygryzał swoją dolną wargę. Uśmiechnęłam się do siebie.
Gdy opuściliśmy miasto, Justin odezwał się.
-Więc, dokąd jedziemy?
-Przed siebie.
Zamknął swoje oczy.
-Co zrobiłaś? - szepnął.
-Cóż.. - wzięłam głęboki oddech. - Ukradłam pieniądze.
-Jak dużo? - wyglądał na opanowanego.
-Umm.. - przygryzłam swoją wargę. - Około pięćdziesiąt..
-Pięćdziesiąt czego? - powiedział wolno.
-Pięćdziesiąt tysięcy.
-Pięćdziesiąt tysięcy dolarów? - skrzywił się. - Vanille, jesteś poważna?
-Wiem.. ale nie miałam wyboru - westchnęłam.
-Co masz na myśli? - uniósł swoje brwi.
-Boże, rodzice wyrzucili mnie z domu, nie chcą mnie znać. Nie miałam pieniędzy i po prostu to zrobiłam..
-Poczekaj.. Jeśli oni nie chcą cię znać, jak to możliwe, że rozmawiałaś ze swoją mamą? - był zaskoczony.
-O mój.. - jęknęłam. - Kłamałam, okej? Kłamałam, bo wiedziałam, że się martwisz. Chciałam, żebyś się opanował..
-Vanille ja.. - oblizał swoje usta. - Nie wiem co powiedzieć. Jak mam ci ufać po tym wszystkim?
-Ale ufasz.
-Tak, ufam.. Nie rozumiem czemu ci ufam - zamknął oczy, opierając głowę o szybę. - Czy jest coś jeszcze co chcesz mi powiedzieć?
-Nie wiem.. Pogubiłam się w tym gównie - zatrzymałam samochód na stacji. - Która jest godzina?
Spojrzał na zegarek.
-Piąta trzydzieści.
-Idę spać, ty też powinieneś. Mamy długą podróż przed sobą.
-Ale jeśli policja..
-Spokojnie, jesteśmy bezpieczni.
-Ale..
-Obiecuje - spojrzałam głęboko w jego oczy i wyłączyłam silnik.
Oblizał swoje usta.
-Dobrze.
Uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego ramieniu. Czekałam chwilę, aż jego oddech stanie się regularny i zasnęłam z myślą, że mam kogoś, kto mnie nie zostawi.


Aye, to ja, Vans. Mam nadzieję, że podoba wam się ten rozdział. NIE MOGĘ DOCZEKAĆ SIĘ, CO BĘDZIE W NASTĘPNYM ROZDZIALE. KAMSON, ŚPIESZ SIĘ :)

~@BelieberVans xo


_____________________________________________
komentujcie! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz